Sztuczna inteligencja jako twórca – wiele hałasu o nic ?

Sztuczna inteligencja jako twórca – wiele hałasu o nic ?

W ostatnim czasie programistyczno-prawnicze przestrzenie Internetu po raz kolejny zadrżały z emocji, gdy grupa naukowców z University of Surrey wystąpiła z wnioskiem o przyznanie patentów na dwa wynalazki stworzone od początku do końca przez sztuczną inteligencję – sieć neuronową imieniem Dabus. Zgodnie ze zdawkową informacją podaną na stronie internetowej uczelni, jeden z wynalazków to naczynie na napoje, drugi – „system przyciągający uwagę, który ma pomagać w akcjach ratowniczych”. Nie są to być może wynalazki, które zmienią oblicze świata, ale zupełnie nie w tym rzecz.

Rzecz w tym, czy Dabusa można uznać za twórcę obu wynalazków – twórcę, który miałby prawo do wpisu do właściwego rejestru. Chociaż przy obecnym stanie prawnym należy obiektywnie stwierdzić, że szanse naukowców na uzyskanie żądanej rejestracji w urzędach patentowych – brytyjskim, amerykańskim czy europejskim – są raczej nikłe, to cała sytuacja stała się przyczynkiem do kolejnej fali dyskusji na temat tego, czy powinniśmy dopuścić możliwość uznania sztucznej inteligencji za twórcę wynalazku lub autora dzieła. Sztuczna inteligencja jest już bowiem przedmiotem wielu praw ochronnych (największe portfolio patentów związanych ze sztuczną inteligencją ma dziś IBM). Ale czy może być podmiotem praw? W końcu uznanie kogoś za twórcę rodzi konsekwencje w postaci przyznania mu szeregu uprawnień. Dodajmy jeszcze do tego pytanie: czy dopuszczenie takiej konstrukcji rozwiązywałoby jakiekolwiek problemy?

Na wstępie warto dodać, że problem autorstwa dzieł czy wynalazków wytworzonych przez komputer bynajmniej nie jest nowy – kompleksową (i zadziwiająco aktualną po tak długim czasie) próbę odpowiedzi na to pytanie podjęła już ponad 30 lat temu prof. Pamela Samuelson z University of Berkeley.

 

Zacznijmy od małp.

U podstaw problemu, przynajmniej od strony prawnej, leży w istocie nie złożona analiza zasad funkcjonowania sztucznej inteligencji, a proste pytanie: czy tylko człowiek może być uznany za twórcę w rozumieniu prawa własności intelektualnej?

Monkey selfie 1Za ciekawą (i, kiedy się nad tym zastanowić, zaskakująco bliską) analogię do problemu twórczości sztucznej inteligencji może posłużyć tzw. sprawa małpiego selfie. W 2011 r. brytyjski fotograf zwierząt David Slater obserwował stado makaków. Zwierzęta wykazywały duże zainteresowanie jego sprzętem, próbując mu go nawet ukraść. Fotograf, ciekawy efektów takiego eksperymentu, postanowił więc udostępnić im swój aparat do zabawy. Urządzenie było podłączone do zdalnego przełącznika umieszczonego obok kamery, który robił zdjęcia za każdym razem, kiedy małpa go przycisnęła. Efektem tej niecodziennej „sesji” stała się seria zdjęć, które dziś możemy bez obaw tutaj umieścić, ponieważ po latach batalii amerykański sąd orzekł, że jako pochodzące od istoty niebędącej człowiekiem, są elementem domeny publicznej i nikomu nie przysługują do nich prawa autorskie.

Slater uważał za naturalne, że skoro to on zaaranżował sytuację, w której powstały zdjęcia, to wszelkie prawa do fotografii powinny przysługiwać właśnie jemu. Tu jednak do sprawy włączyła się PETA, upatrując w sprawie szansę na nadanie zwierzętom praw autorskich[1]. Ostatecznie amerykański sąd uznał, że zwierzę nie może być podmiotem praw autorskich, a zatem zdjęcia wykonane przez makaka Naruto i innych członków jego stada powinny trafić do domeny publicznej.

Jakie to ma znaczenie dla dyskusji o uznaniu sztucznej inteligencji za twórcę? Zasadnicze, bo i stan faktyczny jest w istocie niezwykle podobny. Zauważmy, że w obu sytuacjach mamy do czynienia z postulatem uznania za twórcę dzieła pewien podmiot niebędący człowiekiem. Najważniejsze w tym kontekście wydaje się przyjęte przez sąd stwierdzenie, że dzieła pochodzące od autorów niebędących ludźmi pozostają w domenie publicznej, ponieważ nikomu nie da się przypisać praw autorskich do nich.

Prawo a twórca

Problem z uznaniem sztucznej inteligencji za twórcę zasadza się zatem na samej definicji twórcy. Jak już wskazywaliśmy w jednym z wcześniejszych artykułów, w Polsce prawo do uzyskania patentu na wynalazek albo prawa ochronnego na wzór użytkowy, jak również prawa z rejestracji wzoru przemysłowego przysługuje twórcy[2]. Należy tu uściślić, że twórcą może być wyłącznie osoba fizyczna. Wynalazek może mieć kilku współtwórców, można także przenieść autorskie prawa majątkowe na inny podmiot – np. na pracodawcę w konstrukcji wynalazku pracowniczego – jednak autorskie prawa osobiste zawsze pozostaną przy twórcy wynalazku, tj. osobie fizycznej.

Podobne rozwiązania funkcjonują w systemach prawnych na całym świecie. W prawie amerykańskim wynalazcą jest “osoba, która stworzyła wynalazek”. American Patent Act nie definiuje wprawdzie pojęcia osoby, jednak pewnym uzupełnieniem są wytyczne amerykańskiego urzędu patentowego (USPTO), definiujące wynalazcę jako „osobę, od której pochodzi pomysł wynalazku i która wcieliła ten pomysł w życie”[3]. Ta definicja nie pozwala na przyjęcie konstrukcji autorstwa sztucznej inteligencji, ponieważ po pierwsze, nie jest ona osobą fizyczną, po drugie zaś nie posiada zdolności rozwinięcia pewnej myśli[4], którą następnie przekuwa w praktykę, realizując wynalazek.

To właśnie zasadność tych regulacji, pozwalających uznać za twórcę wyłącznie człowieka, podważają twórcy Dabusa.

Maszyna-wynalazca. I co dalej?

Jest jeszcze jedno pytanie, bardziej złożone: jaka jest celowość przyznawania praw własności intelektualnej istotom innym niż ludzie? Co oznaczałoby to w praktyce? Jeżeli dojdzie do przyznania sztucznej inteligencji praw autorskich, to już niebawem trzeba będzie znaleźć rozwiązania dla szeregu innych, dużo bardziej skomplikowanych problemów.

Wróćmy na chwilę do zupełnych źródeł, czyli do przypomnienia, do czego w ogóle służą prawa własności intelektualnej. Mają one na celu ochronę twórcy – patentu, wynalazku, dzieła, w szczególności zaś mają umożliwić owemu twórcy czerpanie zysków z wytworu swojej twórczej pracy, rozporządzanie tym wytworem zgodnie ze swoją wolą oraz ochronę przed jego bezprawnym wykorzystaniem.

Przyjmijmy teraz fikcję, że urzędy patentowe wydają zgodę na uznanie za wynalazcę istoty innej niż człowiek. Dabus zostaje wpisany do rejestru jako twórca wynalazku. Makak Naruto zostaje uznany za autora wykonanych przez siebie fotografii. W mediach huczy. Tylko co dalej?

Tego nie wie chyba nikt. Natychmiast pojawia się natomiast szereg podstawowych pytań: komu należą się zyski „wygenerowane” przez wynalazek lub uzyskane ze sprzedaży zdjęć? Komu będą przysługiwać prawa, które zazwyczaj składają się na osobiste prawa autorskie? Kto ma rozporządzać opatentowanym w ten sposób wynalazkiem, udzielać licencji? Programista, który stworzył algorytm? Osoba, która wytrenowała sztuczną inteligencję, dostarczając jej informacji do przetworzenia?

Listę kontrowersji można by pewnie ciągnąć bez końca, ale wskażmy jeszcze na jedną: problem odpowiedzialności odszkodowawczej. Podobnie jak problem ten wypłynął przy okazji pojawienia się pierwszych bezzałogowych samochodów (kto ma ponosić odpowiedzialność za spowodowany wypadek?), tak samo nie należy go bagatelizować, analizując możliwość uznania sztucznej inteligencji za twórcę wynalazku. Jeśli wytwór sztucznej inteligencji doprowadzi do powstania szkód, to kto będzie za to odpowiedzialny?

Jeśli nie AI, to kto?

Nawet przy pewnej dozie sceptycyzmu wobec emocji, jakie budzą postulaty upodmiotowienia sztucznej inteligencji w kontekście prawa własności intelektualnej, musimy jednak zdawać sobie sprawę, że jeżeli rzeczywiście przyszłość technologii należy do wynalazków wytworzonych przez sztuczną inteligencję (co jest wysoce prawdopodobne), to cały system prawa własności intelektualnej będzie wymagał pewnego przeorganizowania. I nie mam tu na myśli przyznawania praw autorskich maszynom – bo rozwiązanie to w mojej ocenie nie tyle rozwiązuje jakiekolwiek problemy, co kreuje szereg kolejnych – a raczej pochylenie się nad pytaniem, komu powinny w takim razie przysługiwać prawa do wynalazków i utworów stworzonych przez sztuczną inteligencję.

Możliwości jest kilka.

Wiele krajów – wśród nich Wielka Brytania, Indie, Hong Kong czy Nowa Zelandia – uznaje, że prawo do patentu do wynalazku stworzonego przez sztuczną inteligencję przysługuje autorowi programu, który został użyty do stworzenia tego wynalazku. Uznaje się twórczy wkład programisty, który – posiadając ową “iskierkę kreatywności” doprowadził do powstania wynalazku.

Co do zasady, takie podejście wydaje się całkowicie słuszne. Pewna wątpliwość powstaje natomiast w przypadku programów generujących dzieła sztuki, wynalazki, teksty czy muzykę. Dobrym przykładem jest stworzony przez DeepMind algorytm, który na podstawie usłyszanych przez siebie utworów muzycznych potrafi wygenerować nowe. Podobnym przykładem jest powstały w Holandii program The Next Rembrandt, stworzony przez grupę naukowców we współpracy z tamtejszymi muzeami. Przez 18 miesięcy specjalny algorytm analizował szczegółowo 346 dzieł Rembrandta, w efekcie wyuczając się charakterystycznych cech jego stylu i tworząc nowy obraz w stylu zmarłego kilkaset lat temu malarza.

AI jako twórca – dalsze wątpliwości

W takich przypadkach pojawia się pytanie: komu należałoby przyznać prawa autorskie do powstałego dzieła? Twórcy algorytmu? A co z oryginalnymi kompozytorami utworów, które przetworzył algorytm DeepMind? Co z twórcami dzieł, które „przeczytała”, „usłyszała” lub „zobaczyła” maszyna w toku nauki? Można by uznać, że to utwór zależny – zależny od wszystkich utworów, jakie zostały wykorzystane do wytrenowania maszyny. Jednak rodziłoby to oczywiście niesłychane komplikacje. Być może można by się też pokusić o wtłoczenie takiej sytuacji w ramy prawne utworu inspirowanego w rozumieniu prawa autorskiego. Trzeba przecież przyznać, że (prawdopodobnie) żaden literat na świecie nie zaczyna tworzyć jako tabula rasa; nieodzowny wpływ na jego twórczość, poruszaną tematykę, styl będzie miał ogół wszystkich przeczytanych przez niego w życiu tekstów. Ale czy taką inspirację da się rzeczywiście porównać z wygenerowanym komputerowo, na podstawie tysięcy, milionów innych tekstów, dziełem? Czy nie czujemy intuicyjnie, że gdzieś tu brakuje owej sparkle of creativity?

Nie, ten artykuł nie dostarcza odpowiedzi na żadne z tych pytań. Ma raczej na celu zachęcić do dyskusji i pobudzić do refleksji nad faktem, że (zgoda, bardzo medialne) uzyskanie przez autorów Dabusa wpisu w odpowiednim rejestrze otworzy przed nami szeroki wachlarz pytań, na które nie mamy przygotowanych odpowiedzi.

 

 

[1] https://www.mediapeta.com/peta/PDF/Complaint.pdf

[2] Art. 11 ust. 1 ustawy – prawo własności przemysłowej.

[3] Eng. a person who conceives the invention and puts it into practice

[4] Ten wymóg można chyba połączyć z  postulatem, by wynalazek posiadał tzw. sparkle of creativity, którą z natury rzeczy posiada tylko zdolny do abstrakcyjnego myślenia człowiek.